Walka ze snem

Walka ze snem

Wschód słońca, dzień

Powoli umieram. Rak mózgu zmienia percepcję całkowicie. Czasem mam wrażenie, że oglądam świat w telewizji: żadnych emocji, oprócz usilnej chęci, żeby przeżyć jeszcze jeden wschód słońca. Mniej istotne słoneczne dni czy wieczory przy kominku razem z rodziną. Pragnę zobaczyć, jak niebo powoli rozświetla się, znika aksamit nocy.

Guz umiejscowił się w takim miejscu, że lekarze mówią, iż wystarczy raz zasnąć, a już się nie obudzę. Tym razem więc odpoczynek jest równy odpoczynkowi wiecznemu.

Nie śpię już prawie od dwóch tygodni. I sam nie jestem pewien, czy ta moja zmieniona percepcja to kwestia guza czy tylu nieprzespanych nocy. Niemalże co godzinę wypijam kawę, która daje mi odrobinę nadziei, że dzięki niej nie zasnę. Stała się jak tlen na co dzień, jak szklanka wody po wysiłku, jak grawitacja, która nie pozwala odlecieć z twardej ziemi.

Już ledwo patrzę na oczy mimo dwóch kaw z rzędu. Jak widać, wszystko ma swój limit, również pobudzająca moc kofeiny. Powoli odpływam w stronę snu. Powieki są coraz cięższe, wzrok całkowicie mętny. A jeszcze zostało tylko pół godziny. Nie mogę zasnąć, nie zobaczywszy wschodu. Zapowiadali idealnie czyste niebo, więc wschód słońca będzie wyglądał z mojego okna na czternastym piętrze widowiskowo. Muszę go zobaczyć, ostatni raz!

Resztkami sił idę na czworaka do kuchni, wsypuję do kubka dwadzieścia łyżeczek rozpuszczalnej kawy i włączam czajnik. Dobiegają mnie trzaski i szum podgrzewanej wody. Opieram się o kuchenne krzesło, nogi całkowicie odmówiły posłuszeństwa. Zalewam kawę, mieszam, dolewam dużo zimnego mleka i wypijam jak najszybciej. Powietrze wypełniają dziwne mroczki i szum. Umysłem odrywam się od ciała. I czekam na wschód słońca. W końcu upadam na podłogę. Ale kątem oka zauważam poświatę od strony okna. Pełznę w tamtym kierunku. Unoszę głowę, twarz przyklejam do szyby balkonu i widzę pierwsze promienie. Na idealnie czystym niebie. Najpierw rozświetla się sufit w salonie, po chwili ściany, aż w końcu i moja twarz. Oczy wypełniają się jasnością.

Widzę najpiękniejszy wschód słońca w moim życiu.

Odpływam…

2 thoughts on “Walka ze snem

  1. Antoni,

    smutny, ale ciekawie napisany tekst. Moim zdaniem jest on smutny nie dlatego, że bohater choruje czy umiera, ale dlatego, że trzyma się życia za wszelką cenę. Może to niepopularny pogląd, ale według mnie śmierci nie należy wypierać ze świadomości, nie “walczyć” z nią, bo jest czymś naturalnym, i prędzej czy później i tak nadejdzie.

    Pozdrawiam.

    1. Gabrielu,

      mnie jednak tu chodziło o smutek przed śmiercią, o to, że zaśnięcie równa się właśnie śmierci. Ale każdy ma prawo widzieć go po swojemu.
      Tekst napisany w 20 minut na spotkaniach pisarskich.
      Dzięki za opinię.

      Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *